Uniwersytet Dzieci

Data ostatniej modyfikacji:
2012-01-31
Autor recenzji: 
Małgorzata Mikołajczyk
pracownik IM UWr
Organizator: 

Fundacja Paideia
ul. Rękawka 3/2, 30-535 Kraków
e-mail: info@ud.edu.pl

 

Termin: 

soboty raz w miesiącu od października do czerwca
początek 3 X 2009

 

Miejsce: 

Wrocław - Kraków - Warszawa - Olszyn (sale wykładowe wyższych uczelni)

 

Osoba do kontaktu: 

Dziekanat Uniwersytetu Dzieci dla oddziału Wrocław
e-mail: wroclaw@ud.edu.pl
 

Opłata: 
płatny

za smestr 180 zł (8-10 lat), 220 zł (11-13 lat)

Jest to cykl wykładów popularnonaukowych i warsztatów z różnych dziedzin nauki przeznaczonych dla maluchów w wieku od 7 do 12 lat. Ich celem jest uzupełnienie edukacji szkolnej i rozwijanie dziecięcej ciekawości, intelektu oraz twórczego potencjału przez zabawę i wczesny kontakt z zagadnieniami naukowymi. Pomysł wzorowany jest na nauczaniu akademickim. Dzieci otrzymują indeksy, a po ukończeniu kursu - dyplomy magistrów UD.

Pierwszy Uniwersytet Dzieci (KinderUni) powstał na Uniwersytecie w Tybindze w Niemczech w 2002 roku. Szybko dołączyły do niego uniwersytety w Szwajcarii,  Austrii i Lichtensteinie, a potem w Wielkiej Brytanii, USA, na Wyspach Kanaryjskich i na Słowenii. Na University of California w Berkeley do zajęć zapraszane są dzieci już od pierwszego roku życia. Obecnie w samych Niemczech uniwersytety dziecięce działają w ponad 70 ośrodkach uniwersyteckich.  W przeciwieństwie do Polski, w innych krajach są to na ogół przedsięwzięcia bezpłatne, utrzymujące się z grantów na popularyzację wiedzy.

Zajęcia odbywają się przeważnie raz w miesiącu na wyższych uczelniach lub w muzeach i innych placówkach kultury, nauki i nowych technologii. Wykładowcami są pracownicy naukowi, którzy na co dzień uczą studentów i prowadzą badania naukowe. Studenci podzieleni są na grupy z klas I-III oraz IV-VI SP.

Aby dziecko mogło uczęszczać na zajęcia, rodzice muszą zarejestrować je w internetowym "dziekanacie" i wnieść opłatę (nie podlega zwrotowi w razie wycofania się z zajęć). Można zwrócić się do organizatorów o ufundowanie stypendium pokrywającego wpisowe. Rekrutacja prowadzona jest od lipca do września, a zajęcia zaczynają się w październiku. Na każde z nich mały student musi zapisać się internetowo z dwutygodniowym wyprzedzeniem. 

Patronat nad projektem objęli rektorzy Uniwersytetu Jagiellońskiego, Uniwersytetu i Politechniki Warszawskiej oraz Uniwersytetu Wrocławskiego. Uniwersytet Dzieci został wyróżniony nagrodą "Fenomen 2008" przez redakcję tygodnika Przekrój.

We Wrocławiu UD zaczął regularne spotkania od lutego 2009. W listopadzie 2008 odbył się wykład inauguracyjny nt. Niewidzialna siła, czyli o ciśnieniu powietrza, który wygłosiła i okrasiła pokazami licznych eksperymentów (patrz zdjęcia niżej) prof. Ewa Dębowska z Instytutu Fizyki UWr. Wzięło w nim udział ponad 400 dzieci. Relację z tego wykładu można znaleźć tutaj.

Zdjęcia pochodzą ze strony Uniwersytetu Dzieci.

 

Przeczytajcie regulamin

Oni kasują po 80 zł od dziecka (z sugestią, żeby dać 120 zł jak kto może). Potem zapisy na poszczególne zajęcia są na zasadzie "kto pierwszy ten lepszy". Można się zapisać na UD, a nie dostać na ulubiony wykład.

Na stronie krakowskiej
http://czasdzieci.pl/krakow/katalog/id,6039e9e-uniwersytet_dzieci.html
piszą, że opłata "nie jest obowiązkowa" i ma "charakter cegiełki". Ale indeks UD wydaje się po wniesieniu opłaty (sic!). No i we Wroclawiu na stronie UD mowy o tym nie ma.

Wygląda na to, że robi się masówkę: wielka sala nabita po brzegi, 2 seanse jeden po drugim, razem 400-500 dzieciaków. To daje w sumie parędziesiąt tysięcy złotych, czyli kilka tysięcy za 2 godziny lekcyjne, a oni twierdzą, że opłata pokrywa tylko 70% kosztów. 

Poza tym dzieci są wybierane "jak leci", tzn. w/g zamożności i ambicji ich rodziców, bez względu na ich własne talenty i zainteresowania. Ja dotąd słowo "kształcenie" rozumiałem nieco inaczej.

Też jestem zniesmaczony

Jestem oburzony, że nasz Uniwersytet (Wrocławski) firmuje tę imprezę. Przecież to uwiarygadnianie ludzi, którzy naciągają rodziców. Czy nie stać Uniwersytetu na sfinansowanie takiej imprezy? A może biedny Uniwersytet chce na niej zarabiać?

Np. SGH w Warszawie organizuje "uniwersytet dziecięcy" czysto ekonomiczny (patrz www.uniwersytet-dzieciecy.pl). Tam uczestnictwo jest bezpłatne. 

Brak ujawnionego sprawozdania

Wydaje się, że 80 zł za semestr to niedrogo. Z drugiej strony to jednak dużo pieniędzy (zakładając 400 uczestników to 32 tysiące, a w Krakowie i Warszawie przyznają się łącznie do ok. 2000 studentów, co daje ponad 300 000 zł za semestr). Nieopodatkowane, bo fundacja jest "non-profit". Starałem się znaleźć stronę internetową Fundacji Paideia, na której konto idą wpłaty, i nic nie znalazłem. Jeżeli Paideia twierdzi, że nie dostaje żadnego dofinansowania od Państwa, a opłaty pokrywają 70% kosztów, to ciekawe, skąd pokrywa resztę. W każdym razie powinno być to wyjaśnione w opublikowanym sprawozdaniu finansowym Fundacji.

Apetyt rośnie

Opłata 80 zł we Wrocławiu to chyba cena promocyjna na zachętę. Jak się chce kontynuować, to jest drożej. Wartość opłaty w semestrze jesiennym 2008/09 za poszczególne kierunki wynosiła:

  • w Krakowie: przedszkole 150 zł (koszt rzeczywisty 200 zł), SP - 180 zł (koszt koszt 240 zł),
  • w Warszawie: przedszkole 160 zł (koszt rzeczywisty 210 zł), SP - 190 zł (koszt rzeczywisty 250 zł).

Osoby, które są w stanie pokryć rzeczywisty koszt zajęć, proszone są o wpłacenie kwoty podanej w nawiasie.

Dziwne

Dziwi mnie informacja, że Uniwersytecie Kalifornii zaprasza się dzieci już od pierwszego roku życia. Super! Uniwersytet dla maluchów. Jak ssać smoczek w sposób naukowy!

Ładne mi non-profit

Umiesz liczyć? To oblicz! Cena za jedno spotkanie to 80:5 = 16 zł. Przychodzi na nie 200 dzieci. Mamy 200x16 = 3200 zł. Ile może wziąć wykładowca za 45 minut zajęć? Inna sprawa, że jak ktoś jedzie z drugiego końca miasta (nie mówiąc o innej miejscowości), to przyjeżdżanie na 45 minut jest bez sensu. Wróćmy do wykładowcy. 200 zł brutto to stawka przekraczająca stawki profesorskie na studiach podyplomowych, więc chyba może być. Salę każda uczelnia dałaby na takie spotkanie za darmo, bo to dla niej reklama i prestiż. Jeśli już daje za pieniądze, to stawka nie przekracza 50 zł za godzinę. Zatem rzeczywisty koszt zajęć na uczelni to 250 zł, czyli niecałe 8% wnoszonej opłaty. Resztę przejada na własne cele Fundacja i jest to jej non-profit.

Rzeczywistość

Z tego, co słyszałam, wykładowcy mają stawkę dużo wyższą za wykład, część nie bierze, część bierze więcej. Za sale też płacą. Moja koleżanka sprząta na uczelni i muszą jej za to płacić. Tak zadecydowała administracja. Mojej córce zajęcia się podobają i nie zamierzam rezygnować. Fakt, jest to spora kwota w sumie, ale i tak zajęcia kosztują mniej, niż podobne w mieście. Mamy wykłady i warsztaty, a oprócz tego jeszcze wycieczki i zwiedzanie. No i indeks, który stoi na najwazniejszym miejscu w pokoju, zaraz obok naszych zdjęć.

Zrzutka na sprzątanie

Na matematyce od kilkunastu lat co miesiąc są wykłady dla młodzieży. Też są fajne. A sprzątaczki dostają pieniądze w ramach normalnego wynagrodzenia. Sprzątają przecież cały instytut, dlaczego jedną salę miałyby sprzątać za dodatkową kasę? Wykładowcy pracują społecznie. I dziekana od kilkunastu lat stać na to, żeby te zajęcia były za darmo. A rektora Uniwersytetu nie?

Na informatyce na UWr też są stałe zajęcia dla młodzieży. Dokłada się do nich miasto. Na pewno dorzuciłoby się również do UD. Co rok ogłaszane są przez urząd miejski konkursy edukacyjne. Wystarczy złożyć wniosek. Jeśli oferta jest sensowna, nietrudno uzyskać jej dofinansowanie. Tylko trzeba włożyć w to trochę trudu. Ale łatwiej ściągać kasę od rodziców. No i co z dziećmi, których rodziców na te zajęcia po prostu nie stać? A tym bardziej na "inne w mieście"?

A przy okazji, ciekawi mnie, kto jeszcze robi we Wrocławiu podobne zajęcia. Słyszałam coś o Mediatece, ale nie znam szczegółów. W czasie ferii w soboty były organizowane w szkole na Blacharskiej zajęcia komputerowe. Tam rzeczywiscie było jeszcze drożej - 90 zł za 3 godziny. Może warto napisać tu także o innych zajęciach dla maluchów.

Bez przesady

Bez przesady. Nie żyjemy za socjalizmu. Wszystko kosztuje. Zajęcia pozalekcyjne są płatne także w szkołach i MDKach. A 80 zł za semestr zajęć to nie jest jednak tak dużo. Jak komuś naprawdę zależy, da radę. Kółko matematyczne na Uniwersytecie kosztuje 200 zł za semestr i co?

Bez porównania

Kółko matematyczne nie wytrzymuje porównania. To są indywidualne zajęcia, a nie masówka dla kilkuset dzieci. Poza tym są co tydzień i trwają 2 godziny, co daje 30 godzin w semestrze, a nie 5 jak na UD. Kółko przez cały rok prowadzi jedna osoba. Trudno, żeby robiła to za darmo. A wykłady na UD ma stale ktoś inny i ma z tym góra 2 godziny roboty.

Nie chodzi o to, że kosztuje

Nawet nie chodzi o to, że kosztuje, ani ile kosztuje, ale o przejrzystość finansową. Czytam bowiem: "Wszystkie opłaty i darowizny celowe od sponsorów są przeznaczane na wynajem sal, wynagrodzenia wykładowców i organizację spotkań." To sugeruje, że lwia część opłat idzie na sale i wykładowców. I rodzice mają prawo sądzić, że płacą tyle, bo tyle kosztuje na wolnym rynku fachowy wykład i taniej się nie da. Tymczasem jakiekolwiek kalkulacje wskazują, że na salę + wykładowcę idzie co najwyżej kilka procent.

Gdyby fundacja napisała wyraźnie: "10% opłat idzie na salę i wykładowców, a 90% na resztę (dziekanat, indeksy, stronę internetową)", można by dyskutować o tych proporcjach, ale przynajmniej każdy rodzic wiedziałby, na co idą pieniądze i świadomie decydował.

Jeśli w niedzielę na odludnym szlaku turystycznym ktoś mi chce sprzedać pudełko zapałek za 5 złotych i mówi: "Ono kosztuje 10 groszy, ale ja też muszę mieć coś z tego, że tu stoję i czekam na klientów", to jest to coś innego, niż gdyby powiedział: "Ono kosztuje 6 złotych, ale ja dokładam do interesu w poczuciu misji, żeby wszystkich było stać".

Mam syna na UD w Krakowie

Mam syna na UD w Krakowie od 1,5 roku. Moja koleżanka zapisała właśnie córkę we Wrocławiu i czekamy na jej wrażenia. Czytam z zaciekawieniem, co tu piszecie, bo dla mnie to oczywiste, że musimy z mężem płacić za coś, co jest "ponad normę" oferowaną przez szkołę (obie pensje mamy w średniej krajowej, mieszkanie na kredyt, ale na zainteresowania dzieci jakoś jeszcze starcza). Hasło: "Wszystkie opłaty i darowizny celowe od sponsorów są przeznaczane na wynajem sal, wynagrodzenia wykładowców i organizację spotkań" rozumiem dokładnie tak, że na te trzy cele wpłacam swoją opłatę. Płacę 10 zł za jedne zajęcia, a angielski w szkole językowej mam za 22 zł. O co chodzi? Moim zdaniem to jest czepianie się bardzo fajnej, stosunkowo niedrogiej inicjatywy i dziwne oczekiwanie, że ludzie będą coś robili za darmo - wykładowcy, organizatorzy, ludzie z obsługi (dostajemy informacje 2 razy w tygodniu), administrator ich strony, ludzie, którzy tam piszą na stronę teksty... Sprawdziłam na stronie: przecież u nas w Krakowie w jedną sobotę jest czasami 6-7 miejsc, gdzie są warsztaty (powtarzane od rana do popołudnia), 3 wykłady dla dzieci młodszych i starszych, jak jest ciepło, dochodzą też wycieczki naukowe - cały dzień. Czy nikt z was nie pomyśli, ile to kosztuje czasu i pracy? Dlaczego ja w swoim biurze nie pracuję za darmo, a sympatyczna pani Ania z dziekanatu, która ze mną koresponduje, ma pracować za darmo? Ja to nawet się cieszę, jeśli taka fundacja coś zarobi na własną działalność, bo to świetna inicjatywa. Ja chcę takie popierać! Wszystkich malkontentów pozdrawiam i życzę równie fajnych pomysłów na "zbijanie kokosów" na rodzicach - jeśli będą równie ciekawe, co UD, z ochotą wyślę na wasze zajęcia mojego Patryka.

Między panem, wójtem, plebanem i profesorem

Niech sobie Fundacja Paideia utrzymuje się z czego chce, ale nikt mnie nie przekona, że uczelni z kilkoma tysiącami pracowników, 300-letnią tradycją i pokaźnym budżetem na promocję, nie stać raz w miesiącu na zorganizowanie wykładu dla dzieci. Przyzwyczailiśmy się, że i w urzędzie, i w szpitalu, i w kościele za każda "usługę" trzeba dodatkowo zapłacić. Dlaczego naukowcy dołączają do tego grona "naciągaczy"? I nie mam tu na myśli pani Ani od telefonów, ani pana Zdzisia od strony internetowej (bo im się za pracę słusznie należy), ale pana magnificencję profesora rektora, który nie może w ramach swojej pracy na rzecz uczelni wygłosić odczytu dla dziatwy, jeśli nie weźmie za salę i za honorarium. To niesmaczne.

Dziwi mnie

Dziwi mnie to podejście. Dlaczego niby profesorowie mieliby to robić za darmo? Że to dla dzieci? A może mają własne dzieci i chętniej z nimi spędziliby sobotę rano? I czemu niby pan Zdzisio i pani Ania mają dostawać pieniążki za swoją pracę - a pan profesor ma żyć z powietrza? To nie jest już powszechne szkolnictwo, które się należy dzieciom jak psu buda, tylko coś ekstra, co kosztuje i dlatego trzeba płacić, a co Paideia robi z pieniędzmi - co nam do tego? Ważne żeby organizowała dobre zajęcia, jak się pojawi tańsza, ale równie dobra Tańdeia to ludzie tam się szybciutko przeniosą i Paideia będzie musiała zmniejszyć opłaty, o ile faktycznie coś na tym zarabia. Co do organizacji zajęć przez uniwersytety - ja popieram obiema rękami taką inicjatywę - i co z tego? Ktoś gdzieś coś takiego szykuje? Jak widać im nie bardzo zależy albo jest to trudne do wykonania, ew. brak na to funduszy.
Poza tym jest cały czas sporo chętnych - więc póki co niby czemu ma być za darmo? Jak się komuś nie podoba, może nie uczestniczyć, ale czy ma jakąś alternatywę, żeby wybrzydzać?

Kolego Daddy

Jak się nie ma zorientowania w temacie, nie powinno się o tym temacie pisać. Bardzo dużo uczelni organizuje cykliczne imprezy popularnonaukowe dla uczniów, na które wstęp jest wolny (na UWr np. Wrocławskie Spotkania Matematyczne, Wykłady popularnonaukowe w Instytucie Astronomicznym, Pokazy z fizyki i wiele innych). Nie wspomnę o dorocznych Festiwalach Nauki. Podobnie jest w Krakowie, Warszawie i wielu innych ośrodkach akademickich. Popularyzacja nauki jest misją uczelni (może z wyjątkiem Wrocławskiej Polibudy, która ochoczo na takich imprezach zarabia). Niech sobie Paideja zarabia ile chce i na czym chce, ale Uniwersytet nie powinien tego firmować, podejmując taką komercyjną współpracę. Rzecz jasna nie chodzi o to, aby profesorowie pracowali za darmo. Gdy uważnie przeczytać wcześniejszy post, jasne jest że mowa w nim o tym, żeby takie zajęcia finansowała uczelnia, a nie zbierała za nie myto. Zapewniam, że każdą uczelnię (nawet PWr) stać na sfinansowanie dodatkowego wykładu w miesiącu.

Powrót na górę strony